Misja Klubu Równowagi
Polska jest obecnie jednym z najszybciej tyjących krajów na świecie już na niechlubnym szóstym miejscu wśród najpulchniejszych narodów w Europie. 50% kobiet i ponad 60% mężczyzn po 40. roku życia w naszym kraju ma nadwagę lub jest otyła. Polskie dzieci tyją szybciej niż dzieci amerykańskie. Jako naród daliśmy się zwariować dietom cud, tabletkom na odchudzanie, środkami, suplementami na odchudzanie. Dla dr. Dukana byliśmy najbardziej profitowym krajem... W Polsce jest najszybciej rosnący rynek suplementów na świecie. My, Polacy, żyjemy z narastającym problemem i rujnujemy sobie zdrowie, próbując problemowi zaradzić dziwacznymi metodami.
Oddaliliśmy się od natury, od zdrowego rozsądku i od samych siebie. Straciliśmy równowagę. Sami pozbawiamy się energii i radości życia. A tymczasem w każdym z nas kryje się wspaniały, krystalicznie doskonały człowiek, którego niezwykłość jest schowana i nie potrafi, albo nie ma siły się wydobyć. Możliwe, że Ty również zaczynasz już wątpić w swoje piękne wnętrze, bo Twoje własne ciało Ci je przesłania. Nie rób tego! Zasługujesz na harmonię i równowagę w swoim życiu i na wspaniałe ciało. A warto, bo życie jest takie piękne, że koniecznie trzeba się nim cieszyć, dla siebie i dla innych. Wiem, jak fatalnie czułam się sama ze sobą, zanim weszłam na tę drogę odchudzania. Wiem, że Ty też możesz się tak czuć.
KOLEJNA DIETA. I CO DALEJ? Dlatego moją misją stało się pokazanie jak największej liczbie osób, że można schudnąć. Każdy zasługuje na życie w radości i w zadowoleniu z siebie. Nie musisz każdego dnia rano budzić się z przeświadczeniem, że nie dasz rady, że to będzie kolejny słaby dzień. Masz prawo do pełni życia każdego dnia, już od dziś. Dlatego też proszę Cię, żeby to przesłanie stało się również Twoją misją. Przekaż, proszę, nasze podejście – mam nadzieję, że teraz już i Twoje, i moje, wspólne – swoim najbliższym, dzieciom, czy przyjaciołom, o których wiesz, że mogą mieć podobny problem. Niech Twoje dzieci, dzieci Twoich najbliższych i moje własne żyją dłużej niż my! W RÓWNOWADZE METABOLICZNEJ! A zatem do dzieła!
- Statystyki mówią, że wśród Polaków po 40. roku życia aż 68% mężczyzn i „tylko” 50% kobiet ma nadwagę. Cóż, może to częściowo tłumaczy różnicę w średniej długości życia obu płci (odpowiednio 72 i 80 lat). Niezależnie od statystyk i od płci zawsze warto zrobić coś dobrego dla siebie, a więc schudnąć, jeśli jesteśmy choć trochę ponadnormatywni. Pewnie niejednokrotnie miałaś do czynienia z książka zachwalająca kolejną dietę cud albo magiczny preparat. Jestem przekonana, że Ty sama w głębi duszy wiesz, że wszystkie reklamy pokazujące coraz to nowsze diety i specyfiki są nic niewarte. Przecież próbowałaś już tylu z nich. Ale masz nadzieję…. Wiesz, że to po prostu nie jest możliwe, żeby nic nie zmienić w swoim codziennym życiu i w nawykach żywieniowych i tylko z powodu łykania jakiejś pastylki, specjalnej kawy, herbaty czy przyprawy odzyskać równowagę w odżywianiu i szczupłą sylwetkę. Ale masz nadzieję…
- Wiesz, że zmiana diety na dziwaczną, składającą się z obrzydliwie dużej ilości tłuszczu, albo samego białka, albo samych soków warzywnych, nie jest rozwiązaniem na dłużej niż kilka dni, może kilka tygodni, jeśli należysz do najbardziej wytrwałych. A potem jest przecież cała reszta Twojego życia. Ale masz nadzieję… Cóż, w tej książce odbiorę Ci te wszystkie nadzieje. Zrobię to dlatego, że są one fałszywe. A ich twórcy, producenci cudownych specyfików albo dystrybutorzy najnowszych odkryć z zagranicy, po prostu żerują na Twojej nadziei i czerpią z tego niesłychane korzyści. Odchudzają nie Ciebie, tylko Twoją kieszeń.
- Dowiesz się tutaj, dlaczego warto odrzucić te fałszywe obietnice. Ale, co najważniejsze, dowiesz się, że można dojść do ładu ze swoimi nawykami żywieniowymi, że nie potrzeba do tego żadnej psychoterapii ani hipnozy, że można schudnąć bez diet cud i bez operacji zmniejszającej żołądek. Można w przemyślany sposób, stosując metodę zrównoważonego odżywiania i sprytu dietetycznego, odzyskać i utrzymać i kontrolę nad jedzeniem, i szczupłą sylwetkę. Zdrowo, bez drakońskich zabiegów, wyniszczających diet, katorżniczych ćwiczeń i niedziałających suplementów. Dowiesz się o badaniach, które udowodniły, że 67% spośród wszystkich osób otyłych (może nawet dotyczy to Ciebie lub kogoś z Twojego otoczenia) kiedyś było szczupłymi lub miało lekką nadwagę, a utyło tak bardzo w wyniku diet i pojawiającego się po nich efektu jo-jo. To nie ich wina, to wina diet. Dowiesz się o oficjalnym Kongresie Otyłości w Sztokholmie w 2010 roku, podczas którego oceniono większość dostępnych na rynku europejskim suplementów na odchudzanie i nie znaleziono ŻADNEGO dowodu na to, że którykolwiek z nich działa. W 2013 roku powtórzono to badanie z takim samym rezultatem. A w aptece za rogiem ciągle jest cała półka takich specyfików…
- Żyjemy w świecie zabałaganionym jedzeniem. Nigdy dotąd w historii naszej cywilizacji jedzenie nie było tak łatwo dostępne, tak tanie i tak wszechobecne. Czy możesz sobie przypomnieć choćby jedno wyjście po zakupy do centrum handlowego, gdy nie widziałaś na wystawach jedzenia i jego zapach Cię nie kusił? Czy wyemitowano choćby jeden blok reklamowy bez reklamy jedzenia, i to najczęściej słodyczy albo fast fooda? Prawdziwy zawrót głowy. I Ty w tym wszystkim… Skutki są takie, że obecnie żyjące w USA pokolenie dzieci będzie pierwszym pokoleniem żyjącym krócej niż ich rodzice. Do tej pory każde pokolenie naszej cywilizacji, z wyjątkiem krajów objętych wojnami, żyło dłużej niż pokolenie ich rodziców. Był to skutek wzrostu poziomu higieny życia i postępu medycyny. Dzisiejsze amerykańskie dzieci umrą młodziej niż ich rodzicie nie z powodu zatrucia środowiska, chemii w otoczeniu, pożywienia GMO, grypy, AIDS czy raka, a tylko i wyłącznie z powodu epidemii otyłości. Wiem, że teraz dookoła nas w Polsce jest sporo osób, które mają nieporównywalnie większą nadwagę, niż ja kilka lat temu. Czy wiesz, że… ponad miliard osób na świecie jest obecnie otyłych lub ma nadwagę… Dla pocieszenia można sobie w telewizji pooglądać amerykańskie czy brytyjskie programy o ludziach z prawdziwym problemem z otyłością olbrzymią, która w naszym kraju występuje naprawdę sporadycznie. Ale nie zmienia to faktu, że nawet (albo aż) 10, 15 czy 20 kg nadwagi już stanowi problem.
Może już próbowałaś tabletek, specjalnej kawy, szczególnej herbaty, magicznej przyprawy, specyfiku w proszku, saszetki cud i wielu innych specyfików. Ile pieniędzy na to wydałaś? I co? I nic, prawda? Zdarzyło Ci się sięgnąć po coś z Internetu, po coś nie do końca legalnego, albo z niepewnego źródła, bo figura w momencie paniki i zwątpienia była ważniejsza niż zdrowie, niż ryzyko poważnego zachorowania? Jeżeli aż tak daleko się nie posunęłaś to świetnie, ale jeżeli tak się zdarzyło, to mam nadzieję, że po przeczytaniu tej książki już więcej nie będziesz chciała. Po prostu zrozumiesz, że to nie ma sensu.
Często pewnie myślisz: „Inni mogą jeść, a ja nie. To niesprawiedliwe” . Cóż, spójrz na ulicę. Ci inni, którzy mogą jeść, w znakomitej większości są pulchni. Życie dla nich jest tak samo niesprawiedliwe, jak dla Ciebie. Jest część osób naturalnie szczupłych. Ale wszystkie, naprawdę wszystkie doświadczenia, publikacje i obserwacje potwierdzają, że nie są one szczupłe z żadnego cudownego powodu. Wyjaśnię to w dalszej części. Na razie zapamiętaj, że matematyka jest królową nauk i w żywieniu, i w spalaniu. Wszystko się dodaje i odejmuje bezwzględnie. Nie ma cudów. Wszystko, co robimy, przynosi efekty. Możesz się zoperować, zrobić liposukcję całego ciała, założyć sobie balon do żołądka, zamknąć za kratami. Ale jest mnóstwo, całe tłumy szczupłych, którzy mają takie same organy wewnętrzne i mózgi jak Ty. Ty nie masz żadnego defektu, który ewidentnie należy zoperować. Nie masz innego mózgu. Tylko inaczej sobie go zaprogramowałaś. I jest on non stop bombardowany innymi substancjami znajdującymi się w Twojej krwi, a na pewno w innym stężeniu, niż u szczupłych. A to akurat możesz zmienić. Wykluczając pewne poważne, ale rzadkie choroby i zaburzenia (jeżeli podejrzewasz u siebie zaburzenia metaboliczne, koniecznie odwiedź lekarza) wszyscy mamy tak samo. Te same działania przynoszą te same efekty. Co nie oznacza, że każdy ma taki sam metabolizm.
W naszym świecie-gdzie jedzenie jest tak łatwo osiągalne, a zarazem tak bezładnie, chaotycznie udostępniane-trwałe i zdrowe utrzymanie szczupłej sylwetki wymaga podjęcia konkretnych działań. Powiesz: „...ale ja nie dam rady, bo jestem uzależniona od ciastek i nie mam silnej woli, daj spokój, już zawsze taka będę…” Dasz radę, bo to nie ma nic wspólnego z silną wolą. Trzeba tylko wiedzieć, jak. I tu się tego dowiesz. Zaczynajmy zatem!
Zrozumienie mechanizmu spirali narastającego rozchwiania równowagi metabolicznej jest kluczowe dla Twojej figury i kondycji odchudzania. Trzeba to wiedzieć, ale nie powierzchownie, tak, jak uczymy się definicji na egzamin i 5 minut po egzaminie nic nie pamiętamy. Musimy to wiedzieć tak bardzo, jak znamy swoje imię, jak wiemy, gdzie mamy głowę, a gdzie rękę. Musimy to zrozumieć organicznie, całą sobą. A potem wystarczy sobie to uświadomić i zobaczyć oczyma wyobraźni kilka razy dziennie, w różnych sytuacjach. Zajmie to za każdym razem zaledwie ułamek sekundy. I tyle. Reszta to będą skutki uboczne. Cudowne skutki uboczne.
Nie traktuję Cię jak mojego Klienta, Pacjenta, Osoby otyłej, Osoby o psychice otyłego. Traktuję Cię jak pełnowartościowego CZŁOWIEKA, bo przecież nim jesteś. To nie jest artykuł tłumaczący, że nadwaga jest wynikiem problemów życiowych i że trzeba najpierw zrobić porządek z tymi problemami, a nadwaga zniknie. To nie jest zachęta do gruntownej psychoterapii, autoanalizy, autohipnozy, przeprogramowania neurolingwistycznego. Też nie jest to publikacja medyczna, która wytłumaczy, ile i dlaczego należy czy nie należy spożywać tłuszczu w przypadku nadciśnienia.
To nie jest instrukcja katorżniczych ćwiczeń fizycznych, albo po prostu ćwiczeń odchudzających, na które nie jesteś gotowa/y. To jest prosty poradnik mówiący o tym, że można wyjść ze spirali rozchwianego metabolizmu i rosnącej nadwagi, że wpływu jedzenia na nasz mózg możemy użyć na naszą korzyść i że łatwo się przeprogramować by schudnąć. A jak wejść na spiralę prowadzącą w górę? Jak dojść do równowagi między tym, co krąży w Twojej krwi, tym, jakie to przesyła sygnały do Twojego mózgu a tym, co z tymi sygnałami robisz? I w efekcie co robisz ze swoim ciałem? Odkryłam ten mechanizm. Jest on subtelny. Dla Ciebie będzie pewnie miał kilka innych niuansów niż dla mnie, czy dla Twojej koleżanki, ale to są szczegóły. Podstawy są te same i w dodatku są proste. Nie musisz być lekarzem, naukowcem ani psychologiem, żeby je zrozumieć. Właściwie to zastanawia mnie, dlaczego nie jest to przedmiotem nauczania w późniejszych klasach szkoły podstawowej, takie to proste. Ale po kolei.
Zacznijmy od tego, na czym polega dyskomfort w przypadku rozchwianej równowagi między substancjami krążącymi w Twojej krwi i tym jak one na Ciebie wpływają, a Twoimi oczekiwaniami wobec samej siebie. Należy zrozumieć, ale NAPRAWDĘ ZROZUMIEĆ, pojąć do szpiku kości, jak pewne mechanizmy działają, co spowodowało, że znaleźliśmy się na SPIRALI W DÓŁ. Musimy wyeliminować przyczyny(ę) tycia, zanim rozpoczniemy proces odchudzania. I to jest możliwe.
Wyobraź sobie taką scenkę: siedzę w restauracji na babskiej kolacji z koleżankami. Przy stoliku obok widzę szczupłą dziewczynę. Chyba wcale nie jest ode mnie młodsza. Je powoli. Jedzenie ewidentnie jej nie obchodzi. A ja jem szybko, jakby ktoś miał mi zaraz wszystko zabrać. I już myślę o tym, że moja porcja nie jest taka duża, jak bym chciała, że zaraz się skończy, a moje ciało i głowa będą chciały jeszcze, ja będę chciała jeszcze. A przy ludziach nie wypada się napychać... (szczególnie frytek mogłoby być więcej...). I to moje myślenie razem z moim łapczywym jedzeniem, razem z tą bezczelną laską, co to nie dba o talerz, powodują, że czuję się gorsza, słaba, kiepska, innej kategorii. Ona to laska, ja to baba. Ona to człowiek wolny. Zajmują ją ważniejsze rzeczy niż fizjologia. Flirtuje z tym facetem, poprawia sobie włosy, zakłada nogę na nogę (ma tak szczupłe nogi, że jedna na drugiej leży płasko).
A ja żyję w świecie fizjologii. Obżeram się, bo nie mogę przestać. Nie założę nogi na nogę, bo ta górna będzie mi idiotycznie sterczeć w bok. Jak się objem jeszcze bardziej (a tak będzie), to będę miała wzdęty brzuch i będę się czuła jeszcze gorsza i grubsza niż jestem teraz. Potem czeka mnie wizyta w toalecie, dość nieprzyjemna, bo organizm oczywiście nie radzi sobie z takimi ilościami. Wszystko to wiem. Ale teraz i tak MUSZĘ jeść to, co przede mną na talerzu. Nawet nie wiem, czy to jeszcze jest przyjemność dla podniebienia, czy dla przełyku. Jakaś tam przyjemność jest, ale w tym zapamiętaniu już nawet nie zwracam na nią uwagi. I ten ciężar w żołądku i w jelitach, też nieprzyjemny, ale teraz jestem zbyt zatracona, aby go zauważyć. Od tego wszystkiego aż się spociłam i zasapałam. Przez to jeszcze bardziej czuję, że rządzi mną fizjologia. I czuję się jeszcze gorzej. I mam wyrzuty sumienia.
A ta laska cały czas taka spokojna, ciągle ma jeszcze pełen talerz. I na pewno się nie spociła ani nie zasapała. Nienawidzę jej. Zazdroszczę jej. O, nawet na chwilę odsunęła talerz na drugi koniec stołu, żeby temu facetowi coś napisać na serwetce. Odsunąć taką przyjemność od siebie? Głupia. Ten kawałek kurczaka w jej sałatce wygląda ubogo, ale pewnie byłby całkiem smaczny. Na pewno nie tak smaczny jak mój kotlet w panierce (panierkę pamiętam jeszcze z dzieciństwa, mama zawsze tak robiła), no ale ten już się skończył. Był zdecydowanie za mały. Mama dawała w domu większe, albo dwa. No, nareszcie deser......... Opis obłędu? Przesada? Zbyt realistyczne? Nałóg? Powinnam się leczyć? Mnie to nie dotyczy? Nie do tego stopnia? Pewnie na wszystkie te pytania odpowiedź mniej lub bardziej brzmi – tak. To JEST przerysowany obrazek.
Ale szczerze, z ręką na sercu (zakładając, że skoro to czytasz, to MASZ jakiś problem z jedzeniem), nie widzisz choćby jakichś elementów czasami pojawiających się u Ciebie? Nie tak często? Na chwilę? (I ta chwila na przykład kosztuje 300 pustych kalorii.) Do jakiegoś stopnia? Tak jakby COŚ Tobą rządziło. Nie jesteś Panią czy Panem swoich wyborów.
Przez 20 lat próbowałam prawie wszystkich możliwych diet, suplementów, porad. Czasem działało, czasem nie, ale zawsze potem tyłam z powrotem. W końcu postanowiłam temat zgłębić. COŚ każe Ci wkładać ten kolejny kęs do ust. Nie chcesz, ale musisz. COŚ Tobą rządzi... Co to jest to COŚ? Przeczytałam chyba wszystkie dostępne w Polsce publikacje, skończyłam studia podyplomowe z psychodietetyki i w końcu szczerze spojrzałam na siebie z boku. Obserwowałam siebie przez wiele miesięcy, a właściwie to kilka lat. I doszłam do wniosku, że praktycznie w każdej diecie jest ziarnko prawdy. Ale nie działają, bo są jednostronne. Jedni każą jeść tylko kapustę, inni tylko mięso i nabiał, jeszcze inni twierdzą, że bez psychoterapii nie ma szans, albo wymagają przyznania się do bycia jedzenioholikiem. Ktoś każe wyeliminować cukier, bo insulina, a inny przestawić się tylko na jedzenie eko z masą kiełków, I tak dalej. Wspaniale, że każdy z nich ma trochę racji i od każdego można się wiele nauczyć. Ale człowiek to złożony mechanizm i same kiełki (jakkolwiek super) czy dieta nisko węglowodanowa nie pomogą nam opanować się przed sięgnięciem po pączka w dniu chandry albo PMSa1. Gdyby to było takie proste, to każdy by już miał to załatwione. Ok, dosyć o tym, czym to COŚ nie jest. Teraz czym to COŚ jest. To, co nas pcha do niepohamowanego jedzenia, od którego tyjemy, to stan rozchwiania metabolicznego.
Metabolizm to całokształt reakcji chemicznych i związanych z nimi przemian energii zachodzących w żywych komórkach, stanowiący podstawę wszelkich zjawisk biologicznych. Procesy te pozwalają komórce na wzrost i rozmnażanie, na zarządzanie swoją strukturą wewnętrzną oraz na odpowiadanie na bodźce zewnętrzne. Tyle z definicji. Ja chciałabym zgłębić kwestię sprzężenia tych reakcji chemicznych w komórkach z bodźcami, jakie one wysyłają do naszego mózgu i z ich efektami w zakresie naszych zachowań w kuchni, w sklepie spożywczym, przy lodówce czy w restauracji. Krótko mówiąc i nieco sprawę upraszczając, metabolizm to spalanie pożywienia i dostarczanie energii bądź magazynowanie zapasów przez nasze komórki. Ale sposób, w jaki się to dzieje, bezpośrednio wpływa na nasz mózg. Pewne substancje chemiczne związane z procesami metabolicznymi powodują w naszych ośrodkach sytości stan nasycenia, inne nie. Kolejne zaspokajają nasz ośrodek głodu albo wręcz przeciwnie - podowują, że jesteśmy ciągle głodni. I tak dalej. Bardzo skomplikowany i subtelny mechanizm. Nawet nie spróbuję go rozwikłać teoretycznie. Skupię się tylko na pewnej grupie czynników, o których wiem ze swojego osobistego doświadczenia, że działają w taki sposób, że ośrodek sytości ma się świetnie, a ośrodek głodu jest zaspokojony i tym samym rozpoczynamy odchudzanie. Ale najpierw jeszcze trochę o samym metabolizmie.
STAN ROZCHWIANIA METABOLICZNEGO
Nasz metabolizm różni się w zależności od wielu czynników, nie sposób ich wszystkich określić. Niektóre z nich to:
- płeć
- wiek i waga
- aktywność fizyczna
- temperatura ciała i otoczenia
- temperatura zjadanego pożywienia
- hormony i stres
- podświadome sygnały z mózgu
- bakterie w jelitach
- tendencja do zaparć lub obstrukcji
- ilość tkanki mięśniowej
- i wiele innych.
Czy wiesz, że… nadmiernie rozrośnięta tkanka tłuszczowa staje się gruczołem produkującym hormony hamujące wrażliwość na insulinę i działające jak hormony żeńskie… dlatego otyli mężczyźni mają częściej problem z płodnością…
Uznaje się, że średnie tempo podstawowej przemiany materii u dorosłego człowieka to 1 kcal na 1 kg masy ciała zużyta w ciągu 1 godziny. To jest to, co zużywasz na obsługę swojego ciała, bez uwzględnienia żadnej aktywności fizycznej, czy umysłowej. Jeżeli ważysz 80 kg to na te podstawowe funkcje zużyjesz w ciągu doby niecałe 2000 kcal. Do tego lekki wysiłek umysłowy i trochę ruchu, choćby tylko spacer i krzątanie się po domu i 2500 kcal daje Ci bilans 0, czyli ani nie tyjesz, ani nie chudniesz. Jednak wymienione czynniki wpływające na metabolizm mogą to zapotrzebowanie podnieść, a niestety częściej obniżyć nawet blisko o połowę! Oznacza to, że Twoja koleżanka ważąca tyle co Ty, ale z wysokim poziomem metabolizmu, spali 2500 kcal, a Ty, z obniżonym, tylko 1800 kcal, podejmując dokładnie te same aktywności. Ale może być też odwrotnie, a ona jest od Ciebie chudsza, bo Ty po prostu dużo więcej i bardziej kalorycznie jesz.
Może, gdyby zbadać u Ciebie poziom greliny1 , leptyny 2, hormonów tarczycy i dziesięciu innych, to okaże się, że masz któregoś za mało albo za dużo. Ale raczej takie badanie i jeden zastrzyk nie rozwiążą problemu, ponieważ jest on dużo bardziej złożony. Na ten temat napisano dziesiątki doktoratów na całym świecie. Patrząc na ich wpływ na obniżenie wagi nowoczesnych społeczeństw, efekt jest chyba słaby.... Nie zajmujmy się zatem tym zagadnieniem w zbyt dużym stopniu. Popatrzmy, jak proste metody mogą dać wymierne efekty. Mnie dały. I nie muszę liczyć kalorii. Stosując proste triki, myślę, że doprowadziłam u siebie tempo podstawowej przemiany materii bliżej 1kcal/1kg/1h niż połowy tej wartości. A ponadto wiem jak, dlaczego i po jakich pokarmach jestem ponownie szybko głodna, a jakie działają na korzyść mojej sylwetki. Czyli wiem, jak zjedzone kalorie generują
chęć pochłaniania kolejnych kalorii. W stanie rozchwiania metabolicznego natomiast pewne czynniki zostają pozostawione same sobie i w efekcie nasza forma się pogarsza.
Mechanizm prowadzący do rozchwiania metabolicznego w skrócie polega na tym, że:
1. Hormon wytwarzany gównie przez żołądek, dający sygnały o głodzie, komórki wytwarzające go często są usuwane podczas operacji zmniejszenia żołądka, co powoduje nie tylko redukcję możliwości przyjmowania pokarmu, ale również mniejsze „ssanie w dołku”.
- 2. Hormon wytwarzany przez komórki tłuszczowe, im komórek więcej, tym poziom leptyny we krwi większy i silniejszy sygnał, żeby nie jeść; z nieznanych przyczyn u osób otyłych ten mechanizm zawodzi i mózg nie reaguje na wysoki poziom leptyny. Nasz mózg nie przeszedł ewolucji dostosowującej instynkt łowcy i zbieracza do pełnych półek w hipermarkecie i do lodówek na wyciągnięcie dłoni. Gdyby tę ewolucję przeszedł, odczuwalibyśmy głód, albo to, co interpretujemy jako głód, znacznie rzadziej.
- 3. Nasze komórki tłuszczowe również nie przeszły ewolucji w zakresie zrozumienia, że głód nam nie grozi i że 14-dniowa dieta to nie czas suszy, więc nie ma potrzeby magazynowania. Dlatego po dietach cud poziom metabolizmu obniża się i efekt jo-jo murowany: 100 kcal zjedzone przed taką dietą skutkuje mniejszą ilością odłożonego tłuszczu, niż te same 100 kcal zjedzone bezpośrednio po zakończeniu diety. Wróćmy na chwilę do epoki mamutów. Wtedy jedzenie oczywiście nie leżało na wyciągnięcie ręki na półkach sklepowych i człowiek musiał się wiele natrudzić, aby je zdobyć. Mimo tych wysiłków wielokrotnie przychodziły okresy głodu. Po prostu nie było nic do jedzenia. Dziś niewyobrażalne…. I wtedy organizm naszego człowieka z epoki lodowcowej musiał przejść niejako w stan hibernacji. Musiał niesłychanie obniżyć swoje tempo wydatkowania energii, aby po prostu przeżyć. Gdyby tego tempa nie obniżył, umarłby z wyczerpania i z głodu. Organizm człowieka potrafił obniżyć poziom metabolizmu nawet o 40%. Większość z nas nawet nie podejrzewa, że jest to możliwe w aż takim stopniu. A umiejętność ta pozostała w nas do dzisiaj. Dzisiaj my wpadamy w stan hibernacji, będąc na diecie. Nasz organizm dostaje informację: „głód, przestawiamy się na przetrwanie”. W praktyce oznacza to, że jeżeli przed dietą mogłaś zjeść jednego kotleta i nie przytyć, to po diecie będziesz mogła zjeść już tylko nieco ponad pół kotleta, żeby nie przytyć. A po zakończeniu diety najczęściej wracamy do ilości sprzed diety, mimo że powinniśmy na dobrą sprawę jeść połowę. Czy często słyszałaś od koleżanki: „Jem tyle, co zawsze, ale jakoś zaczęłam tyć. Chyba muszę iść do lekarza. Może to tarczyca?” W niektórych przypadkach będzie to rzeczywiście tarczyca, ale w znakomitej większości to właśnie zakończona dieta i opisany powyżej psychologiczny i fizyczny efekt jo-jo.
Ważna rola w nasilającej się epidemii nadwagi przypada też przemysłowi spożywczemu. Przemysł spożywczy w drugiej połowie ubiegłego wieku przeszedł rewolucję. Rewolucję w kierunku dla niego naturalnym, wiodącym do potencjalnej maksymalizacji zysków. Uznano, że paliwo w najczystszej postaci – czytaj: tłuszcz, biały cukier i biała mąka – będą kupowane i konsumowane najchętniej. To te składniki, o które walczyli nasi prehistoryczni przodkowie, bo to najszybsze źródła energii, więc rzucimy się na nie najprędzej. Sałata tego nie daje. Hamburger i frytki tak. Wybór zgodny z instynktem. Naturalna (brzmi to przewrotnie w tym kontekście) konsekwencja korzystania z tych dobrodziejstw przemysłu spożywczego w kombinacji z poprzednimi punktami to nadwaga z jednocześnie niskim poziomem endorfin, czyli hormonu szczęścia. Dlaczego? Nasi praprzodkowie musieli się nieźle natrudzić, żeby zdobyć ów tłuszcz i cukier. Musieli nabiegać się za dziczyzną, następnie ją oprawić, a zebranie koszyczka jagód wymagało wielu godzin schylania się. Jest już wiedzą ogólnie dostępną, że ruch podnosi poziom endorfin. Bez biegania za zwierzem czy schylania się po jagody hormony szczęścia u nas, kanapowców, są na dużo niższym poziomie niż u naszych protoplastów. Dlatego mamy chandry, PMSy i złe dni. No to pocieszamy się tłuszczem i cukrem. Uwaga! To początek spirali w dół. Kolejna „naturalna” konsekwencja to niedożywienie jakościowe, czyli znaczące braki w zakresie mikroelementów i witamin. To paradoksalne, ale założę się, że pomimo nadwagi twoje ciało jest niedożywione!
Pomimo nadwagi TWOJE CIAŁO JEST NIEDOŻYWIONE Dlatego tym uporczywiej myślisz o tłustym, słodkim i słonym jedzeniu. Dlatego, będąc w takim stanie na diecie, najchętniej byłabyś na trzech dietach naraz, bo jedną trudno się najeść. Dla naszych praprzodków cukier z trzciny owszem, był tak samo słodki jak dzisiaj, ale ich zęby i trzewia musiały sobie poradzić z dużą ilością błonnika otaczającego ten cukier. Ta walka z błonnikiem wymagała spalenia wielu kalorii. W dodatku w okolicach owego błonnika było mnóstwo mikroelementów, soli mineralnych i witamin. Trzcina rosła na glebie bogatej w sole mineralne i była zraszana czystym deszczem. I taka była też ona sama – bogata i czysta. Dzisiejszy hamburger z krowy karmionej jałową paszą i masą antybiotyków oraz z bułki upieczonej ze zmodyfikowanej pszenicy rosnącej na jałowej glebie ze sztucznym nawozem ani nie jest bogaty, ani czysty. Jakoś nie ma w nim wszystkich potrzebnych nam składników odżywczych, a te w tabletkach nie chcą się tak łatwo przyswajać. Wiesz, że niektóre suplementy przyswajamy zaledwie w 3%? Tak, to nie jest błąd pisarski, w TRZECH procentach. Dlatego ciągle czujemy ochotę na COŚ, czegoś nam brakuje, ale nie wiemy czego. A brakuje nam jedzenia, pełnego, prawdziwego jedzenia, ze wszystkimi jego dobrodziejstwami. Żadne suplementy w tabletkach tego nie zapewnią. Jest z pewnością mnóstwo mikro-, ultra- i nanoelementów, aktywnych biologicznie związków roślinnych jeszcze nieodkrytych, a niesłychanie dla nas ważnych. Jedząc paprykę, nasiona, kiełki, jabłka i sałatę mamy szanse się na nie natknąć. Jedząc frytki i pączki oraz łykając niskiej jakości tabletki multiwitaminowe – raczej nie. Powiesz: „ale ja nie lubię papryki i sałaty....” Ja też nie lubiłam. Myślałam, że nie lubię. Nasze organizmy mają już dosyć jałowego ekstraktu tłuszczu, cukru i soli uzyskanego z wyjałowionego jedzenia metodami przemysłowymi. Tym właśnie są hamburger i tort czekoladowy. Ale instynkt tego „nie wie”, jest prosty.
Pamiętasz, człowiek nie przeszedł ewolucji dostosowującej go do aktualnej sytuacji z wyjałowionym jedzeniem na sklepowych półkach. Czegoś brakuje? Instynktownie szukasz tłuszczu i cukru. Dzikie zwierzę nie rzuci się na fiolkę z przeciwutleniaczami i z witaminą E, nie domyśli się, że znajdzie to w sałacie, tylko zapoluje na hamburgera. A każdy z nas jest trochę dzikim zwierzęciem. Na pewno, jeżeli chodzi o instynkt związany z jedzeniem. Niedożywienie i braki ważnych mikroelementów z jednej strony, a nadmiar toksyn i zatrzymana woda z drugiej. Wszystkie przemysłowe dodatki, polepszacze smaku, konserwanty, stabilizatory, barwniki służą temu, żebyś jeszcze chętniej sięgnęła po wyjałowiony substytut prawdziwego pożywienia. W efekcie jesteś niedożywiona, ale i podtruta. O wpływie na zdrowie wszystkich tych substancji można by rozprawiać bez końca.
Powiem tylko ze swojego doświadczenia, że od kiedy ograniczyłam zbędne i szkodliwe dodatki (bo całkiem ich wyeliminować we współczesnym świecie się nie da) mam więcej energii, łatwiej wstaje mi się rano i rzadziej się przeziębiam. Dzięki temu łatwiej mi też być na spirali w górę, a nie w dół. Natomiast bezpośredni wpływ wszelkich toksyn na wagę to ZATRZYMANA WODA. Współczesna kombinacja białka, tłuszczu i węglowodanów powoduje naturalną reakcję organizmu – krzyczy, że jest GŁODNY!!!
Dostępne wagi są już badające nie tylko ciężar ciała, ale również zawartość wody w organizmie. Badanie jest proste. Gołymi stopami stajemy na wadze elektronicznej z taką opcją i urządzenie metodą bioimpedancji mierzy przepływ prądu. Część gabinetów dietetycznych już jest wyposażona w takie wagi, a można też kupić, wcale nie tak drogo, własną. Co się okazuje? Sama, kiedy miałam jeszcze kilka kilo do zrzucenia, miałam trzy razy więcej zbędnej wody niż zbędnego tłuszczu. Jak to możliwe? Przypomnij sobie, jak się czujesz dzień po spożyciu alkoholu w lekkim nadmiarze. W ustach sucho, a twarz opuchnięta. Jesteś odwodniona, ale masz za dużo zatrzymanej wody. To jak z wodą na Saharze. Jest jej tam mnóstwo, ale jest ukryta pod ziemią. Ty, w stanie lekkiego zatrucia, masz nadmiar wody zatrzymanej. Pierwszymi objawami będą ból głowy i lekkie opuchnięcie. Może wcale nie masz migreny? Innej między komórkami (stąd opuchlizna) i stanowczy jej niedobór w samych komórkach (stąd suchość w ustach). Tak samo, może w mniejszym stopniu, możesz czuć się nie tylko po alkoholu, ale na co dzień, z powodu nadmiaru innych toksyn. Również rozchwiane hormony działają podobnie. Dlatego kobiety puchną przed miesiączką. Generalnie zatrzymana woda jest bardziej problemem kobiet, choć nie tylko. Z tego też powodu na początku każdej diety występuje taki gwałtowny spadek wagi. Mniej jedzenia, mniej toksyn, woda się uwalnia. A kiedy kończysz lub przerywasz restrykcyjną dietę i pozwalasz sobie na ucztę, następnego dnia ważysz 2 kg więcej. To nie tylko dodatkowe jedzenie w jelitach, przecież nie zjadłaś 2 kg steka z frytkami. Nie jest to też dodatkowe sadełko, przecież nie zjadłaś 14000 kcal, choćby uczta była największa. To zatrzymana woda.
Następna kwestia to insulina. Pisząc to, zajadam świeżą paprykę, ser feta i piję białe wino. Kiedyś o tej godzinie, a jest 17:00, obowiązkowo byłyby kawa i ciacho. O tej godzinie zawsze miałam spadek energii i niepohamowany, dziki ciąg i głód na białe (a jeszcze lepiej czekoladowe) węglowodany. Ale teraz, mówię serio, ta papryka jest słodka. Jak cukier. Cukier natomiast stał się obrzydliwie słodki. Aż niesmaczny. Ciężko uwierzyć? Mam ten sam mózg i te same kubki smakowe, co kilka lat temu. Już po zaledwie kilku tygodniach na mojej nowej drodze tak ustabilizowałam sobie insulinę. Nie biorę żadnych „prochów”, nie przeszłam żadnych zabiegów przeszczepu ośrodków w mózgu. Kiedyś miałam rozchwiany poziom insuliny, stan przedcukrzycowy. Taki stan, niezdiagnozowany, ma w Polsce kilka milionów osób. Jeżeli miewasz niepohamowaną chęć na słodkie, jesteś najprawdopodobniej jedną z nich. U takich osób często jedzony rafinowany cukier dostaje się do krwi błyskawicznie i natychmiast powoduje wzmożoną produkcję insuliny przez trzustkę. To ochrona przed nadmiarem cukru we krwi. Wysoki poziom insuliny powoduje, że glukoza (do której w końcu zostaje rozłożony każdy cukier) jest szybciej metabolizowana i zamieniana na energię albo magazynowana w komórkach tłuszczowych właśnie w postaci tłuszczu. Im więcej insuliny, tym łatwiej zamienić glukozę w sadełko na biodrach. Im szybszy wzrost poziomu glukozy we krwi, tym szybszy wzrost poziomu insuliny. Im tej insuliny więcej, tym szybciej glukoza jest zneutralizowana. Po chwili we krwi mamy niski poziom glukozy, ale poziom insuliny opada wolniej, cały czas działając na glukozę. Po kolejnej chwili glukozy jest już naprawdę niewiele i w tym momencie czujesz dołek energetyczny i znowu ochotę na coś słodkiego. To nie Twoja słaba wola, tylko masz za niski poziom cukru we krwi. Naturalnie, instynktownie chcesz go podnieść do właściwego poziomu. Organizm nie pamięta, że godzinę temu właśnie zjadłaś pączka i wypiłaś kawę z cukrem, a wszystkie kalorie z tej uczty już wylądowały w komórkach tłuszczowych. To, co interesuje Twój mózg w tej chwili, to za niski poziom cukru we krwi. Te właśnie sygnały biochemiczne z krwi bombardują Twój mózg. A gdybyś godzinę temu zamiast pączka i cukru w kawie zjadła ciastko owsiane i popiła
kawą bez cukru, glukoza z tejże uczty uwalniałaby się powoli (najpierw system trawienny musi dać sobie radę z dużą ilością błonnika dookoła skrobi w płatkach owsianych). To powodowałoby powolny wzrost poziomu insuliny. I glukoza, i insulina następnie opadałyby powoli, razem, w harmonii. Cukier nie osiągnąłby tak niskiego poziomu i nie miałabyś dzikiego napadu głodu. A z czasem to zjawisko rozchwiania narasta. Skrajnym przypadkiem są osoby, które mówią o sobie, że przestały panować nad jedzeniem, nad swoim ciałem i cały czas tyją. Często w zastraszającym tempie. Super, jeśli to Ciebie nie dotyczy, ale czasem granica jest cienka, czasem możesz nie chcieć sobie tego uświadomić albo do tego przyznać, a czasem to jest ten sam proces, tylko powolny. Ale nawet powolny, po roku, dwóch, trzech, daje ekstra 5, 10, 15 kg nadwagi. Pozostaje jeszcze nie mniej istotne białko. Wyjątek stanowili może Eskimosi, którzy pałaszowali bardzo otłuszczone zwierzęta, ale było to uzasadnione przez ekstremalnie niskie temperatury. Wszyscy żyjący w klimacie umiarkowanym, jeśli upolowali dziczyznę (która nota bene nie miała za wiele tłuszczu), zjadali tłuszcz w niej zawarty Nasi praprzodkowie nie mieli możliwości zjedzenia tłuszczu bez białka. z całą górą białka, czyli po prostu wysokiej jakości mięsa. Dzisiaj jemy kiełbaski wyprodukowane ze zwierząt sztucznie tuczonych i specjalnie otłuszczanych. Proporcja białka do tłuszczu zmieniła się zastraszająco. Generalnie jemy za mało białka, a za dużo tłuszczu i węglowodanów. Białko to niesłychanie istotny składnik pożywienia. Z niego składa się większość ważnych organów naszego ciała. Mózg, mięśnie – wszystko to białko. Niedobór białka to zagrożenie życia! A głód to trauma. Mój dziadek przeżył obóz koncentracyjny i po wojnie już zawsze, do końca życia, kilka razy dziennie musiał podejść, a raczej podbiec, do lodówki i sprawdzić, czy jest pełna, odetchnąć z ulgą i dopiero wtedy mógł spokojnie usiąść. Dla niego głód był traumą. My oczywiście nie doświadczamy teraz takich makabrycznych sytuacji, ale głodzenie się na diecie restrykcyjnej jest namiastką takiego doświadczenia. Nie róbmy sobie takiej krzywdy. Głodówka oczyszczająca, do której przygotujesz się odpowiednio psychicznie i zrobisz ją w zgodzie ze sobą jest czymś zupełnie innym. Zwykłe diety restrykcyjne lub głodówki, do których się zmuszasz, to działanie wbrew sobie, skazane na porażkę. To nie brzmi, jakby miało zbyt wiele wspólnego z silną wolą... To jest właśnie Twój stan rozchwiania metabolicznego, Twoja spirala w dół (a w sensie wagi – w górę).
Reasumując, w stanie rozchwianego metabolizmu jesteś:
• przejedzona w sensie objętości i kalorii,
• z nadwagą wynikającą z nadmiaru sadełka oraz wody,
• z niskim poziomem metabolizmu z powodu niezliczonych
diet i poranków na samej kawie,
• niedożywiona w mikroelementy i witaminy,
• z niedoborem białka,
• w kiepskim nastroju i z niską energią,
• na narkotycznym wręcz głodzie cukru i/albo tłuszczu.
A wygląda to mniej więcej jak poniżej. Czytaj ten obrazek z góry do dołu, bo to spirala w dół, niestety. Zła wiadomość jest taka, że, choćbyś miała najsilniejszą wolę, nie utrzymasz figury, będąc w stanie rozchwiania metabolicznego i na spirali w dół. Instynkt jest silniejszy. Twój organizm walczy o przetrwanie, tak jak on to rozumie. A w dodatku musisz dawać sobie z tym radę w międzyczasie, między pracą, dziećmi, gotowaniem, sprzątaniem, dokształcaniem się, wakacjami, wywiadówką i wizytą u fryzjera, obiadem u teściów, problemami z rodzicami, bolesną miesiączką, nieprzyjemną menopauzą, grypą, rozwodem, ślubem syna i tak dalej.... Jedzenie nie jest priorytetem na tej liście. Dlatego tak chętnie przechodzisz na chwilę na jakąś dietę. Daje Ci ona obietnicę schudnięcia i nie musisz się zastanawiać, jak to działa. Niewolniczo stosujesz się do zaleceń, bo są proste. Nie trzeba myśleć i dokonywać wyborów. Statystycznie dokonujesz około 200 wyborów związanych z jedzeniem dziennie!!! Aż boli głowa. Prościej jest na diecie Dukana. Mięso, jajka, twaróg, trochę zieleniny i liczba decyzji spada do 5 na dzień. Ale to jest dieta. Dasz radę tylko na chwilę. Nie wytrzymasz na mięsie i twarogu całe życie. I powiedzmy sobie szczerze, na samą myśl – mdli. Organizm potrzebuje tego, czego potrzebuje i kropka. I nikt, żaden dietetyk ani lekarz nie zna Ciebie tak, jak Ty sama i nie wie do końca, czego Ty naprawdę potrzebujesz. Wiesz to tylko Ty. Wysłuchaj siebie. Dowiesz się, czego naprawdę Twój organizm potrzebuje, jeśli pozwolisz mu mówić. Wsłuchaj się, żeby nie musiał krzyczeć, weź głęboki oddech i usłyszysz go... Nie jest to łatwe. Żyjemy w skomplikowanym świecie, nie tylko przez telewizję, Internet, wolność osobistą czy kryzys, ale też przez te 200 wyborów żywieniowych na dzień, mając tysiące rodzajów jedzenia w zasięgu ręki. Prawdziwy zawrót głowy. A do skomplikowanego obrazka dokładają się jeszcze Nawyki, Okazje i Pocieszacze. Przyjrzyjmy się im.
I nie mów, że to Ciebie nie dotyczy. Przecież byłaś niemowlęciem... Nauka też potwierdza istnienie tego mechanizmu – zdefiniowano białko, którego zwiększony poziom powoduje zwiększone łaknienie węglowodanów. To neuropeptyd Y. Powstaje on, kiedy mamy we krwi za dużo kortyzolu, czyli hormonu stresu. To taki biologiczno- -chemiczny powrót do dzieciństwa, kiedy mleko (zawierające sporo cukru zwanego laktozą) było lekarstwem na wszystko. I nie bez kozery. Jedzenie to miłość wyssana z mlekiem matki. Dosłownie. W mleku znajduje się tryptofan – aminokwas wykorzystywany przez nasze mózgi do produkcji serotoniny – hormonu szczęścia. Tryptofan to naturalny antydepresant, daje uczucie błogości, senności, uspokaja i koi nerwy. Nasze babcie instynktownie proponowały szklankę mleka wieczorem na dobry sen... Jest wiele poradników, które twierdzą, że trzeba zmienić siebie i swoje życie, żeby schudnąć. Że dieta to nie sposób (tu akurat się zgadzam), że tylko dogłębne poznanie swojego wnętrza i jego transformacja jest rozwiązaniem (i tu się nie zgadzam). Oczywiście, jeżeli Twoja koleżanka jest otyła, bo cierpi na chroniczną wręcz nieśmiałość, jest introwertyczką, siedzi w domu, boi się wyjść do ludzi, jest samotna i to wszystko „zajada” – to jeśli rozwiąże te wszystkie problemy, najpewniej schudnie. Jeżeli sama jesteś w takim punkcie w swoim życiu i czujesz, że masz siłę, ochotę i wolę, aby się przetransformować, jeżeli stać Cię na dogłębne stanięcie twarzą w twarz ze swoimi www.klubrownowagi.pl 39 KOLEJNA DIETA... I CO DALEJ? demonami, z wpływem Twojego dzieciństwa, rodziców, może jakiejś traumy, to super. Gratuluję i podziwiam. Zrób to. Będzie to pewnie długi proces psychoterapeutyczny, ale zrobisz porządek ze swoim życiem, a przy okazji, jako efekt uboczny, gwarantuję, schudniesz. ALE co, jeśli nie jesteś na to gotowa? Albo wydaje Ci się, że nie ma nad czym pracować, albo po prostu nie interesuje Cię to. Ty tylko i po prostu chcesz schudnąć. Czy już zawsze masz być gruba i łapczywie, nieopanowanie głodna? Dlaczego naokoło nas jest tak wiele szczupłych osób, które ewidentnie i z pewnością nie mają idealnie poukładanego życia, mają naprawdę sporo problemów? Na pewno masz koleżankę albo ciotkę, która ma takie problemy emocjonalne, że absolutnie jej nie zazdrościsz, a skubana jest chuda jak patyk. No dobra, ta to pali na potęgę, a tamta ma trzech kochanków. Ale pomyśl jeszcze raz. Na pewno znasz jakąś osobę, która swoich problemów nie rozwiązuje paleniem, ani ŻADNYM nałogiem. Jedzeniem też nie. To w czym sęk? Odpowiada na to Metoda Równowagi Metabolicznej KOLEJNA DIETA... I CO DALEJ? A teraz podsumujmy: Wiesz już, że podstawowe problemy, które nakładają się na siebie i powodują rozchwianie metaboliczne, to:
• niedożywienie w mikroelementy, witaminy i inne odżywcze składniki
• niedobór białka, a nadmiar cukru i tłuszczu
• toksyny i zatrzymana woda
• szalejące insulina i glukoza we krwi
• niski poziom endorfin
• nawyki, okazje i pocieszacze.
To wszystko działa na Twoją niekorzyść. Ale,
ZNAJDŹ SWÓJ AKTYWATOR
Zacznij od impulsu do zmiany. Może jesteś tak zaawansowana w pracy nad sobą, że nie będziesz potrzebować aktywatora. Jeżeli tak jest, będziesz to wiedziała. Przejdź wówczas bezpośrednio do Metody Równowagi. W przeciwnym razie wymyśl dla siebie coś niecodziennego i symbolicznego, co będzie Twoim wielkim startem. Niech to nie będzie kolejny poniedziałek, bo zawsze diety zaczynałaś od poniedziałku. Koniec z banałami, które nie działają. Niech to będzie związane z Twoją urodą, z dbaniem o siebie, ze zdrowiem albo z dobrym samopoczuciem. Niech to będzie coś, o czym będziesz długo pamiętać albo coś, czym będziesz mogła się komuś pochwalić. Na przykład: • zapisz się i idź na aerobik albo na siłownię
• umów się z koleżanką, która tak samo planuje schudnąć, na szczerą rozmowę i razem ustalcie, że to jest wasza godzina ZERO
• zmień fryzurę
• idź do gabinetu piękności na masaż
• kup sobie nowy ciuch (pasujący, ale na wdechu)
• idź sama na długi spacer z przemyśleniami, może z notatkami
• wyjedź na weekend
• zważ się, zanotuj wynik wielkimi literami na dużej kartce i powieś
na lodówce
• łyknij wieczorem delikatne ziołowe tabletki przeczyszczające (jeżeli
nie ma przeciwwskazań), od jutra czuj się lekko i chciej utrzymać
to poczucie
• zrób sobie zdjęcie całej sylwetki i włóż je do portfela
• urządź sobie wieczór (nieważne czy z partnerem, czy bez) z winem
i świecami
• zjedz coś wykwintnego
• zrób zakupy w sklepie ekologicznym
• kup sobie jakieś kosmetyki
• zrób permanentny makijaż
• wywal z szafy wszystkie „babciowe” ciuchy
• coś innego odlotowego.
Od tego momentu startujesz. Nie od jutra, nie od poniedziałku.
TERAZ!
Mam dla Ciebie garść drobiazgów – przemyśleń, ciekawostek, migawek z codziennego życia. Może pomogą Ci w chwilach zawahania? Może dadzą Ci dodatkową inspirację?
Czy wiesz, że… badania potwierdzają, że rafinowany cukier i oczyszczona mąka
w kombinacji z dużą ilością tłuszczu działają na mózg w sposób podobny do narkotyków…?
Czy wiesz, że… nadmiernie rozrośnięta tkanka tłuszczowa staje się gruczołem produkującym hormony hamujące wrażliwość na insulinę i działające jak hormony żeńskie… dlatego otyli mężczyźni mają częściej problem z płodnością…
Czy wiesz, że… zjedzenie śniadania podwyższa poziom metabolizmu na cały dzień. Jedząc śniadania, możemy przez cały dzień „bezkarnie” zjeść więcej...
Czy wiesz, że… napoje zawierające kofeinę, jak kawa czy cola, powodują tak silne odwodnienie, że tych napojów nie powinnaś w ogóle liczyć do bilansu płynów. Pijąc dużo kawy, a za to mało wody czy herbat ziołowych, możesz być w stanie ciągłego odwodnienia. Pierwszymi objawami będą ból głowy i lekkie opuchnięcie. Może wcale nie masz migreny?
Czy wiesz, że… w Polsce jest tylko 50 tysięcy osób z genetyczną cukrzycą typu 1. Natomiast cukrzyków typu 2, w większości chorych z powodu nadwagi, jest aż 3 miliony. Kolejne 3 miliony o tym nie wie. Prawdopodobnie kolejne 3–6 milionów ma stan przedcukrzycowy i też o tym nie wie. A wystarczy wrócić do równowagi, aby wyzdrowieć…
Czy wiesz, że… sztuczne słodziki mają praktycznie zero kalorii. Jednak badania na szczurach potwierdziły, że zwierzęta karmione słodzikami tyły bardziej niż te karmione zwykłym cukrem. Kiedy jemy słodziki, oszukujemy mózg – słodki smak powoduje większą produkcję insuliny, ale we krwi nie ma cukru. Organizm reaguje rozchwianiem i tym bardziej gromadzi tkankę tłuszczową...
Czy wiesz, że… wystarczy jeść warzywa ugotowane na półtwardo, a makaron wypłukać wodą po ugotowaniu, żeby indeks glikemiczny tych potraw był niższy...
Czy wiesz, że… jedyne pożywienie, które ma indeks glikemiczny wyższy od 100 (czyli od czystej glukozy) to piwo… IG=110. Nic nie powoduje takiego rozchwiania pracy trzustki, jak właśnie piwo. Stąd „mięsień piwny”, niestety...
Czy wiesz, że… dr Dukan, autor diety nazwanej przez sąd francuski „żywieniową destrukcją”, otrzymał zakaz wykonywania zawodu lekarza. W Polsce jednak jego system znalazł najwięcej miłośników w całej Europie...
Czy wiesz, że… około 90% pieniędzy, jakie Amerykanie obecnie wydają na żywność, przypada na żywność technologicznie przetwarzaną. Czy Polacy im dorównają?
Czy wiesz, że… osoby otyłe żyją statystycznie 10 lat krócej niż osoby o prawidłowej wadze...
To, co było, nie istnieje. To, co będzie, nie istnieje. Istnieje tylko to, co jest. Jeżeli czujesz się źle, masz wyrzuty sumienia, bo coś poszło nie tak, bo zjadłaś coś bardzo złego dla siebie, bo doprowadziłaś się do takiego stanu – to przeszłość, to już nie istnieje, nie myśl o tym. To strata czasu. Jeżeli myślisz, że teraz sobie pofolgujesz, bo zaczniesz odchudzanie od poniedziałku – to przyszłość, to jeszcze nie istnieje. Nie myśl o tym. To strata czasu. Istnieje tylko to, co robisz i myślisz teraz, to co wybierasz teraz. Tylko na to masz wpływ. Tylko to może wpłynąć na Twoje życie. Tylko to jest Twoim życiem. *
Myślisz czasem: „za 10 kg zacznę żyć, zakocham się, znajdę pracę, kupię nowe ubrania…” Przecież Ty żyjesz już teraz. Czy te parę kilo nadmiaru to powód, żeby „jeszcze nie żyć”. Schudniesz, jeśli zaczniesz żyć już teraz. Z tak myślą zapomnisz o „diecie od poniedziałku.”
Warzywa są pełne smaków. Kiedy tylko oczyścisz swoje kubki smakowe z nadmiaru soli i glutaminianu sodu, pozwolisz, żeby wróciły gdzieś bliżej swojej pierwotnej formy. Tylko kiedy Twoje hormony są w równowadze i nie masz dzikiego głodu na ciastko albo na bułkę, możesz doświadczyć, że papryka jest słodka, cykoria ciekawie gorzkawa, zielona pietruszka przyjemnie kwaśnawa, a kiełki mają orzechowo-czekoladowy posmak. Poczujesz też bogactwo zapachów.
Nadwaga czy otyłość to nie tylko sadełko tu i tam. Nie mówi się o tym, ale tycie nie jest przyjemne. Sam moment tak zwanego „nieba w gębie” może i owszem. Ale potem kac moralny, wyrzuty sumienia, opuchlizna, nieprzyjemna defekacja, wzdęcia, zadyszka i dopiero po wszystkim – wygląd. Oczywiście nie wspominam nawet o kwestiach zdrowia. Na kaca moralnego można zjeść jeszcze więcej, na wzdęcia i bóle wątroby – wziąć tabletki (reklamy mówią wprost – weź tabletkę i jedz dalej – skandal!), o zadyszce zapomnieć, używając tylko windy i samochodu, ze zdrowiem, a raczej z jego brakiem, pójść do lekarza, a wygląd zatuszować szerokim i szarym ubraniem. Więc nie tylko chcesz lepiej wyglądać. Chcesz zrobić porządek ze wszystkimi tymi sprawami. Dopiero wtedy poczujesz się jak Dama i jak Pani swojego życia.
Idąc do restauracji, przygotuj się psychicznie. Nie chodzi o nastawienie, że nie będziesz nic jeść. To bzdura. Chodzi o nastawienie, że jesteś Damą, integralną osobą, Panią swoich wyborów. Że czujesz się świeżo i w pewnym sensie dostojnie i elegancko. Nie chodzi o wygląd czy wywyższające zachowanie. Raczej o wewnętrzne poczucie spokoju i bycia właściwą osobą na właściwym miejscu. Poczucie integralności. Utrzymaj to uczucie przez całą imprezę. Osoba, która tak się czuje, nie może „rzucić się” na jedzenie. To sprzeczne.
Czy jesteś „uzależniona” od jedzenia? I tak, i nie. To nie narkotyk, więc nie. Ale jeżeli jesz w miejsce emocji, traktujesz jedzenie jak Pocieszacz, to trochę tak. Z jedzeniem jest ten problem, że nie można bez niego żyć. To tak, jakby niepijący alkoholik i tak musiał codziennie pić, żeby żyć, a nie z powodu nałogu. Straszne, prawda? Ale może być super, kiedy substancje w Twojej krwi wrócą do równowagi i odzyskasz pełną Równowagę Metaboliczną. Wówczas to pytanie przestanie się w ogóle pojawiać.
Kobieta z widoczną nadwagą w supermarkecie. Widać, że straciła kontrolę nad sobą. Rozbiegana, niepewna siebie, prawdopodobnie nie czuje się dobrze w swojej skórze. Robi szybko zakupy. Pewnie spieszy się do dzieci w domu. Jej mąż dwie półki obok coś wybiera. Woła do niego „Weź jakieś bułki” i pędzi dalej. Jak długo będą to „jakieś” bułki, tak długo będzie tyła i czuła się źle ze sobą. Chwila oddechu, odnalezienie spokoju i właściwy wybór za każdym razem dadzą poczucie dbania o siebie i o rodzinę, o figurę i o zadowolenie. 5 sekund można na to poświęcić. Wiem, bo też mam dzieci. To nie jest brak czasu. To niewłaściwy wybór bez kontaktu z samym sobą. *****
Lubię jedzenie, kuchnię i gotowanie. Mając metabolizm w równowadze, nie mam dziwnych ciągot. Mogę spędzać czas w kuchni i nie podjadać. Piekę, gotuję, lubię to. Mam dzieci, rodzinę, mam dla kogo. Od kiedy jestem szczupła, nie wstydzę się spędzać czas w kuchni. Takie krzątanie pozwala mi wyżyć się kulinarnie. To moje małe hobby. Zamiast podjadać, nalewam sobie szklankę wody z cytryną i miętą albo kieliszek wytrawnego wina i sączę podczas gotowania. Jestem w kuchni, jestem szczupła, czuję się dobrze, realizuję się, lubię to, lubię siebie i robię to, co lubię. Gdybym zaczęła podjadać, znielubiłabym kuchnię. Byłoby szkoda.... *****
Dzisiejsza łatwość komunikacji i transportu daje wprost nieograniczone możliwości kulinarne. Mamy dostęp do składników praktycznie z całego świata. Przepisy na egzotyczne i wykwintne dania są w Internecie, w zasięgu ręki. Ciekawe programy kulinarne w telewizji. Dzisiaj gotowanie to sztuka dla każdego, jak nigdy dotąd. Szkoda byłoby z tego rezygnować i się tym nie cieszyć, bo jesteś na diecie.... Zamiast tradycyjnego schabowego w panierce, ziemniaków i zasmażanych buraków stoi przed nami otworem cały świat doznań i ciekawostek smakowych, potraw, które pachną i wyglądają inspirująco. Możemy nie tylko cieszyć podniebienie, ale i poszerzać horyzonty. Potrawy narodowe mówią o historii kraju, o jego kulturze, charakterze, o jego stylu. Korzystaj z tych możliwości. Wybieraj z nich, co dobre dla Ciebie. Powoli nauczysz się słuchać swojego organizmu. Będziesz wiedziała, co wybrać. Modyfikuj ciekawe i egzotyczne przepisy tak, żeby działały na Twoją korzyść. Nie musisz z niczego rezygnować.
Nie ucz swoich dzieci, że nie wstaną od stołu, jeżeli nie zjedzą wszystkiego. Wiesz przecież, że to nie jest najlepszy nawyk.
Czy żywienie Metodą Równowagi Metabolicznej jest drogie? Najważniejsza grupa to DoWOLI. A tam warzywa. Warzywa są bardzo tanie. Najdroższe są mięso, ryby i sery. Faktem jest, że musisz zwiększyć spożycie białka, a więc tych właśnie produktów. Łosoś i stek codziennie? Niekoniecznie. Z powodzeniem możesz jeść, a nawet gorąco polecam, jak najczęściej białko z grupy strączkowych – fasola, groch, soczewica, cieciorka. Będzie tanio jak barszcz.
Czy wiesz, że w naszych jelitach jest więcej neuronów niż w mózgu? Jest tam ich dużo, dużo więcej, niż wynikałoby z funkcji, jaką one wykonują. Najprawdopodobniej nasze jelita to w pewnym sensie drugi mózg. Nawet powstaje nowa dziedzina nauki – neurogastrologia. Jelita i żołądek są pokryte gęstą siecią komórek nerwowych identycznych
z komórkami, jakie tworzą korę mózgową. Działają one niezależnie od naszego mózgu. Dlatego przed maturą mamy biegunkę, na pierwszej randce „motyle w brzuchu”, ze stresu ściśnięty żołądek, a podczas kłótni „gul w gardle”. Ten oddzielny system nerwowy porozumiewa się z mózgiem poprzez substancje we krwi. Pozwól im na zdrowe porozumiewanie. Komórki tłuszczowe oprócz magazynowania zapasów energii gromadzą też toksyny. Podczas chudnięcia toksyny z tłuszczu dostają się do krwiobiegu. Zbyt gwałtowny przebieg tego procesu może być bardzo nieprzyjemny. Możesz nawet czuć się osłabiona, czuć, że Ty sama, a szczególnie Twój mocz nieprzyjemnie pachnie, mieć bóle głowy. Unikniesz tego, chudnąc powoli i dużo pijąc. Czyste płyny, szczególnie woda i herbaty ziołowe, poprzez filtrowanie nerek wypłukują toksyny z organizmu.
Tryptofan, wyssany z mlekiem matki aminokwas potrzebny do syntezy serotoniny, hormonu szczęścia, występuje nie tylko w mleku. Możesz znaleźć go w indyku, w soi, łososiu, grochu, fasoli i w amarantusie. To dobre wiadomości. Węglowodany przyspieszają wychwytywanie tryptofanu z krwi. Węglowodany złożone wychwytują go równomiernie i przez długi czas. Dzięki temu masz długo równomiernie wysoki poziom serotoniny. Don’t worry. Be happy.
Kiedy już schudniesz 5 kg, a nawet tylko 3 kg, zrób dla siebie coś ekstra. Kup nowy ciuch, zmień fryzurę. Będziesz wyglądać, jakbyś schudła 7–10 kg. Przygotuj się na komplementy