Siła umysłu

Pomyśl o jednej albo kilku swoich zaletach i na nich buduj swoją siłę. Da Ci to energię i łatwość wprowadzania zmian. Buduj na zaletach, wady pomijaj. Dzięki temu zalety będą jeszcze silniejsze, a wady powoli zaczną znikać.

Nie, nie, bez obaw! Nie zamierzam Cię namawiać do postów czy głodówek. Zajmę się zmorą wszystkich odchudzających się – albo przynajmniej chcących się odchudzać – czyli wieczornym podjadaniem.
Koszmar, prawda? Na restrykcyjnych dietach to grzech i złamanie zasad (wyrzuty sumienia gdy ulegniesz, skrajna frustracja, gdy nie ulegniesz). Pomiędzy takimi dietami – zawsze o tej porze podjadamy z poczuciem dyskomfortu (‘no przecież wiem, że to nie najlepsze rozwiązanie…’) i podszyte wątpliwością – ‘czy to naprawdę JA tak chcę, czy to COŚ silniejszego ode mnie, co mną rządzi jak chce?’.
Stosując Metodę Równowagi z czasem pozbywamy się tego CZEGOŚ – bo to właśnie ONO wpycha nam w ręce (i w usta) chipsy, paluszki, herbatniki, batoniki, kanapeczki, cukiereczki… I nie jest to brak silnej woli – to czysta fizjologia.

Ale jak się nie męczyć z tą zmorą, zanim sobie pójdzie na dobre?
Jest kilka sposobów. To dobra wiadomość. Wypróbuj i wybierz te dla Ciebie najbardziej skuteczne, a dotrwasz do chwili, kiedy sama siebie zapytasz; ‘A co to jest? Naprawdę miałam z tym kłopot?

Sposoby dzielimy na:

  • usuwające przyczyny (wymagają pewnej taktyki, ale są skuteczniejsze)
  • szybkiego reagowania, czyli tricki interwencyjne.

Zacznę od tych drugich, a potem przejdziemy do strategii.

Typowy wieczorny rytuał: telewizja, komputer, książka – coś, co ma Cię choć trochę zrelaksować i dopieścić po męczącym dniu. Rozluźniasz się… i puszczają też Twoje całodzienne hamulce dietetyczne. MUSISZ czymś jeszcze dopełnić te krótkie chwile odpoczynku. Czymś ‘na ząb’, czymś pysznym…

A oto „brygada interwencyjna”:

  • zamiast chipsów czy czekoladek zrób sobie pyszny deser z granulowanego błonnika z jogurtem lub kefirem, łyżką dżemu (miodu) i garstką suszonych żurawin;
  • napij się – wody z miętą i cytryną, owocowej lub zielonej herbaty, naparu z ziół, jeśli lubisz, i nie żałuj sobie płynu. Bardzo często mylimy głód z pragnieniem, a często bywamy odwodnieni - wypitych w ciągu dnia kilku (kilkunastu?!) kaw, czarnych herbat czy coli w ogóle nie licz do bilansu płynów, bo one – ze względu na zawartość kofeiny – odwadniają zamiast nawadniać;
  • zrób coś inaczej niż zwykle wieczorem – zadzwoń do kogoś, wyjdź na spacer, poprzeglądaj/uporządkuj stare albumy (zbiory hobbystyczne, ciuchy), zrób coś nietypowego;
  • jeśli już oglądasz telewizję i trudno Ci się oderwać (albo ruszyć z kanapy), umów się ze sobą, że możesz coś zjeść, ale tylko robiąc sobie przerwę i idąc do kuchni, a nie przed telewizorem i że przerwy reklamowe wykorzystasz na przykład na sprawdzenie e-maila, a nie wstawanie po przekąskę, którą zabierasz przed telewizor;
  • zastosuj sprawdzone sztuczki wobec własnego ciała: umyj zęby (smak pasty zmniejsza apetyt), zrób kilka ćwiczeń oddechowych (na pewno jakieś znasz, chociażby głęboko pooddychaj), weź kąpiel, prysznic, zrób kilka przysiadów, pompek czy brzuszków – już po 30 sekundach zachcianka mija lub jest dużo słabsza.

No dobrze, zgadzam się z Tobą, że to sposoby na raz, góra na 10 razy, dlatego teraz podam sposoby znacznie skuteczniejsze, wręcz pewniaki. Po prostu usuń przyczyny wieczornego podjadania. Czyli podejdź do problemu strategicznie

1. Odżywiaj się mądrze przez cały dzień.

jedz porządne śniadania w ciągu 2 godzin po przebudzeniu (pisałam o tym 19 lutego), obiad (lunch) złożony z dużej porcji białka i jeszcze większej porcji warzyw, jedz w ciągu dnia przekąski, nie przegładzaj się; jedzenie regularnych, zdrowych posiłków w ciągu dnia pomaga utrzymać stały poziom cukru we krwi, a potrzeba podjadania pojawia się jako skutek obniżenia poziomu cukru, np. po wielu godzinach bez jedzenia
kolację zjedz 2 – 4 godziny przed zaśnięciem. Jedzenie kolacji o 18:00, kiedy chodzisz spać o 24:00 jest błędem. Będziesz po prostu głodna;
jedz pełnoziarniste węglowodany – razowe pieczywo, kasze, brązowy ryż, razowy makaron – ustabilizuje to jeszcze bardziej wahania poziomu cukru;
pij wodę, zieloną herbatę, herbaty owocowe, niesłodzone – praktycznie tylko takie napoje powinno się zaliczać do napojów nawadniających; zupy bez śmietany i mąki też nawadniają, soki natomiast nawadniają, ale zawierają taki koncentrat łatwo przyswajalnego cukru, że odradzam – lepiej jedz surowe owoce. Upewnij się, że zawsze i wszędzie zabierasz ze sobą butelkę wody. Gdy tylko zaczynasz czuć głód, napij się 2 szklanki. Będziesz zaskoczona efektem. Lepiej mieć kilka małych butelek niż 1 dużą – duża jest nieporęczna, a ponadto może powodować przekonanie, że nie damy rady, więc odpuszczamy. Lepiej małymi kroczkami
korzystaj z bogactwa owocowych herbat – tu rynek nas rozpieszcza wielością smaków: owoce leśne, tropikalne, cytrusowe, z dzikiej róży, z imbirem, cynamonem… Owocowy smak herbat zazwyczaj jest bardzo orzeźwiający. Po wypiciu niektórych smaków możesz odnieść wrażenie, że właśnie wypiłaś owocowy koktajl;
przekąska po kolacji? – jak najbardziej. Miej świadomość, że nie musisz walczyć z wieczornymi zachciankami, jeśli już się pojawią, tylko podejdź je z dietetycznym sprytem – opisana wyżej miseczka błonnika z dodatkami prawie nie ma kalorii, a nasyci na całą resztę wieczora.

2. Nie trzymaj w domu niezdrowej żywności.

Jest to najlepszy sposób, aby uchronić się przed słabością. Aby uniknąć jedzenia słodkich i tłustych przekąsek, najlepiej jest ich nie kupować i nie przynosić do domu. Jeśli masz w domu tylko zdrowe przekąski, będziesz musiała jeść właśnie takie.

3. Staraj się nie nudzić wieczorami.

Wiesz, jaką rolę w podjadaniu odgrywają nuda i złe nawyki… KOLOSALNĄ. Po prostu to zmień. Od razu albo stopniowo – zależy czy jesteś typem zadaniowca, czy ostrożnym sceptykiem. Umów się z sobą, że kilka (na początek choćby jeden) wieczorów w tygodniu spędzisz poza domem, na przykład z przyjaciółmi czy zapisując się na jakieś zajęcia gimnastyczne albo artystyczne, kółko brydżowe, cokolwiek. Jeśli tak się nie da – porzuć codzienną domową rutynę. Może jakieś hobby? Co najbardziej lubisz lub lubiłaś robić? Może układać puzzle, malować, medytować, czy może czytać? A jeśli dla Ciebie wieczór przed telewizorem jest naprawdę spełnieniem marzeń, zastosuj interwencyjne sztuczki opisane powyżej. Po kilku dniach stosowania tych prostych metod i/lub trików zobaczysz, że wieczorna zmora osłabła, nie musisz już tak bardzo się starać ani walczyć. W końcu przyłapiesz się na tym, że zapomniałaś o wieczornym podjadaniu i aż się zdziwisz, że kiedyś mu ulegałaś.

    Zauważyłaś, jak dużo uwagi poświęcamy jedzeniu? Nic w tym dziwnego, jedzenie to ważna sprawa, dostarcza nam paliwa, daje energię do wszelkich innych życiowych działań. Bez jedzenia nie ma życia. Jest tak codzienne, powszechne, nieraz automatyczne – niemal jak oddychanie…Czy zwróciłaś jednak uwagę na to, ile ról jedzenie odgrywa w naszym życiu poza tą podstawową – dostarczenia energii i właściwego budulca dla podtrzymania funkcji biologicznych naszego organizmu? Najczęściej są to role zastępcze albo nawykowe. Jest ich chyba zbyt wiele…Badacze, tym razem już nie tylko amerykańscy, i temu zjawisku poświęcili swój czas i wyodrębnili 10 modelowych sytuacji, kiedy jemy, chociaż… wcale nie jesteśmy głodni! Chcę Ci je przedstawić wraz z prostymi wskazówkami, jak można tego uniknąć i zachować się w zdrowszy sposób. Być może wskazówki wydadzą Ci się nieco powierzchowne lub uproszczone, ale warto ich nie lekceważyć. Nasz mózg najczęściej ulega najprostszym trickom.


    Dlaczego jesz, chociaż nie jesteś głodna?
    1. Ponieważ zajadasz emocje. Wspomnę tylko, że możemy zajadać emocje zarówno negatywne: rozczarowanie, złość, poczucie odrzucenia, jak i pozytywne: radość, poczucie triumfu, wzruszenie – aby je niejako jeszcze bardziej ufetować. Oczywiście już wiesz, że jedzenie nie załatwi problemu, jakim jest nieradzenie sobie z emocjami, więc po prostu może na nie skieruj swą uwagę. Tu pomocne jest prowadzenie dzienniczka emocji, niekoniecznie w formie specjalnego zeszytu. Wystarczy, że swój stan ducha po prostu zapiszesz – na kartce, w komputerze, na serwetce – i przyjrzysz się temu. Na przyszłość będziesz przygotowana i na przykład jeśli poczujesz złość, to zamiast atakować widelcem kotlet na talerzu, zaatakuj worek treningowy albo zwykłą poduszkę, której dasz „niezły wycisk”, można też rzucić się na skopanie grządek, jeśli masz ogródek. Zamiast użalać się nad swoją samotnością czy rozczarowaniem, wcinając batoniki, zadzwoń do przyjaciółki i wylej przed nią swoje smutki. I tak dalej…

    2. Ponieważ się nudzisz. Dla wielu z nas jedzenie jest świetnym rozwiązaniem, kiedy nie ma nic innego do roboty. Nadaje chociażby chwilowy sens przemijającym pustym minutom, kwadransom, godzinom… No cóż, wtedy po prostu postaraj się czymś zająć, czymkolwiek, co zajmie Twoją uwagę (i Twoje ręce!). Lista zajęć może być długa i jest bardzo indywidualna. Oddaj się rozrywkom, cokolwiek by to było, zrób coś, na co od dawna brakowało Ci czasu, odszukaj dawno niewidzianego znajomego, napisz długi list (maila) do kogoś bliskiego, poczytaj książkę, zagraj w grę wideo, idź do siłowni… Jest tyle ciekawszych zajęć, niż jedzenie bez potrzeby!

    3. Ponieważ inni ludzie jedzą. Ulegamy owczemu pędowi. Dzieje się tak zazwyczaj, gdy jesteśmy poza domem, na jakimś przyjęciu czy w restauracji. Wszyscy jedzą. Wszyscy rozmawiają. Rozmowy są tak wciągające, że nawet nie wiesz kiedy sięgasz po kolejne kęsy, robiąc to, co wszyscy. Jest tak miło! Czujesz, że pasujesz do tego wspaniałego grona i do tej przeuroczej sytuacji: jesz, jesz, jesz…. Hmm, tutaj po prostu musisz przygotować się zawczasu, przyjąć odpowiednią postawę, która pozwoli Ci kontrolować sytuację. Zadawaj sobie pytania: czy naprawdę chcę tego spróbować? czy rozmowa będzie milsza, kiedy będę pochłaniać kolejne dania? czy w ogóle z przyjaciółmi muszę się spotykać w lokalach, gdzie akurat są „happy hours”?

    4. Ponieważ jedzenie jest pod ręką. Znasz to? Miseczka z cukierkami na biurku w pracy. Automat z batonikami, który mijasz dziesięć razy dziennie. Ciasteczka w czasie narady firmowej. Talerz z chrupkami na stoliku przed telewizorem. Tak łatwo sięgnąć po nie ręką. Smakołyk już tu jest. Widzisz go. Lubisz go. Co w tym złego? To, że bezwiednie pochłaniasz ogromne ilości cukru i tłuszczu. Co zrobić? W sytuacjach, w których możesz zadecydować, w domu, w biurze, po prostu coś zmień: zamień cukierki na suszone jabłko, wsypuj chrupki do nieprzezroczystej miseczki (nie rzucają się tak w oczy), nie kupuj słodyczy na zapas, a jeśli to zrobisz – schowaj torbę z ciastkami w najbardziej niedostępnej szafce w kuchni, żebyś musiała się nagimnastykować, zanim uzupełnisz dyżurny talerzyk z ciastkami. A może zamień ten talerzyk na duży koszyk z owocami? Tam, gdzie nie możesz zarządzać w ten sposób, zawsze możesz wśród dostępnych przegryzek wyszukać tę najzdrowszą, a w pewnych sytuacjach po prostu wstać od stołu czy wyjść do innego pomieszczenia.

    5. Bo jest specjalna okazja. Jeśli pracujesz w dużej firmie albo masz liczną rodzinę, masz czasem poczucie, że codziennie są czyjeś urodziny, imieniny, ktoś świętuje sukces. Takie świętowanie to zazwyczaj smakołyki, ciasto, alkohol. Jesz, aby świętować razem z solenizantem, jubilatem, kimś dla Ciebie ważnym. Wyrazić swoją sympatię i poparcie. No właśnie! Przecież te uroczystości dotyczą ludzi, a nie jedzenia! Bohaterami są bliskie Ci osoby, a nie tort! Skup się na okazji, na najważniejszej osobie, okaż swój szacunek i przywiązanie słowem, uśmiechem, komplementem. Możesz to równie skutecznie robić, mając w ręce szklankę wody mineralnej (no, niech będzie herbaty :-).

    6. Bo jesteś zmęczona. Taki kryzys dopada nas z reguły późnym popołudniem, czujemy nagły odpływ energii, zastój. Jest on spowodowany znużeniem po wielu godzinach spędzonych na pracy w tym samym pomieszczeniu, często z wentylacją i sztucznym oświetleniem. Wydaje się, że bez energetycznego kopa nie damy rady już nic z siebie wykrzesać. Najprostsze wydaje się sięgnięcie po tę energię w postaci „szybkiego” cukru. I tak z reguły robimy. Zdziwiłabyś się jednak, o ile bardziej skuteczna jest nawet krótka zmiana otoczenia: wyjście na szybki spacer, energiczna przechadzka wokół budynku, w którym przebywasz i zaznanie naturalnego światła czynią cuda. Do tego filiżanka kawy lub nawet szklanka wody i popołudniowy kryzys mija!

    7. Bo tak mówi zegar. Tu znowu kłaniają się nawyki. Wybija 12, więc wyciągasz swoje śniadaniowe pudełko lub wychodzisz na lunch. Wybija 18 i idziesz do kuchni, bo zawsze o tej porze jesz obiad. Poza śniadaniem, które koniecznie musisz zjeść w ciągu dwóch godzin po wstaniu z łóżka, godziny innych posiłków powinny być dla Ciebie sygnałem nie od razu do jedzenia, ale do sprawdzenia: czy jestem już głodna? Niech zegar Tobą nie rządzi, niech Ci służy. O określonej godzinie po prostu zbadaj swoją potrzebę posiłku. Jeśli nie ma takiej potrzeby – podziękuj zegarowi i dalej rób swoje.

    8. Bo jedzenie jest za darmo (albo niezwykle tanie). Wszyscy uwielbiamy dobre oferty, gratisowe degustacje, megapromocje, darmowe próbki w sklepach. Uwielbiamy bufety typu „jedz, ile zmieścisz”. Pamiętaj, że to triki z potężnego arsenału marketingowego przemysłu spożywczego. Tu nie chodzi o Ciebie i Twoje zadowolenie, ale o zyski producentów. Stajesz się po prostu rybką złowioną na wędkę handlowych spryciarzy. Zawsze wtedy po prostu się zastanów: czy naprawdę jestem głodna? A może suplementy na odchudzanie (które kupisz po utyciu z powodu takich „promocji”, będą droższe niż kwota zaoszczędzona w ten sposób?

    9. Bo „nie możesz” odmówić. Wszyscy mamy do czynienia z niestrudzonymi namawiaczami do jedzenia. Nic na nich nie działa: ani „nie jestem głodna”, ani „już się przejadłam” (wtedy ani chybi dostaniesz tort do domu), ani nawet „to mi szkodzi” (wtedy dostaniesz tort dla rodziny), a już na pewno nie „jestem na diecie”. Sprawdzona metoda jest jedna – daj sobie nałożyć jedzenie na talerz, a potem podziel się nim z innymi albo tylko skubnij, odwróć uwagę od swojego talerza, na przykład dzieląc się sensacyjną plotką. Może to mało oryginalne, ale uwierz, innej metody nie ma!

    10. Bo cierpisz na syndrom czystego talerza. To poważna sprawa, zazwyczaj mająca swoje korzenie w dzieciństwie, kiedy byliśmy zmuszani do wyczyszczenia talerzy z każdego posiłku. Często wtedy stosowano wobec nas emocjonalny szantaż: czy wiesz, ile dzieci na świecie głoduje? Albo: nie zjesz za zdrowie braciszka? I całkiem bajkowe: za drzwiami jest wilk, który tylko czeka, żeby opróżnić twój talerz. Niestety, to się utrwala i wielu z nas ma poczucie winy, jeśli nie wyczyści talerza do końca, czasem ostatnie kęsy po prostu w siebie wmuszając. Ale przecież nie jesteś już dzieckiem! To Ty sama decydujesz ile, kiedy i po co jesz. Poza tym mamy takie przydatne urządzenia jak lodówki i piekarniki i nie musimy wyrzucać jedzenia, którego nie zjedliśmy. Możemy je bezpiecznie przechować i zjeść następnego dnia (smak wielu potraw na tym zyskuje). Poza tym możemy wymienić talerze na mniejsze – mniej nakładamy, to i mniej na nich zostaje. Są jeszcze pieski:-) Zastanów się: kto tu rządzi? Ty czy nadal mała „zaszantażowana” dziewczynka?

    Poświęć trochę czasu i przyjrzyj się sobie. Możesz to potraktować jako tę „odrobinę luksusu”, do której zachęcają reklamy. Ile razy znalazłaś się w takich sytuacjach? Czy naprawdę jedzenie jest wtedy jedynym wyjściem? A może już znalazłaś na te okazje jakieś swoje własne triki? Jeśli nie, spróbuj się zabawić w odkrywanie pokładów własnej kreatywności i znajdź też inne czynności zastępcze, w końcu nie tylko żywieniowi analitycy mają dobre pomysły.

    Czemu jemy więcej, niż byśmy chcieli?


      Warto nastawić się na to co dla Ciebie korzystne i nie myśleć o tym, co Cię omija. Myśl o tym, że jesz to, co dobre dla Twojego organizmu, co daje Ci zdrowie i szczupłą sylwetkę. Myśl o tym, co dobrego dla siebie robisz. Myśl o korzyściach.  


        W Metodzie  Równowagi, jeśli prowadzisz notatki, od rana widzisz menu na cały swój dzień, widzisz, ile jeszcze jedzenia „na Ciebie dziś czeka”. Daje to poczucie bezpieczeństwa i zadowolenia. Dzięki temu nie myślisz o wyrzeczeniach i tym, czego Ci nie wolno, tylko o tym, co pysznego dziś jeszcze ze smakiem zjesz. Tak łatwiej, prawda?


          Uczucie szczęścia to większy poziom serotoniny i endorfin- hormonów szczęścia. Na poziom tych hormonów ma wpływ wiele czynników np. ilość słońca, stan zakochania, sukcesy i pochwały od innych, ale też to, co jemy. Jest wiele potraw, które podnoszą poziom  hormonów szczęścia i niestety wiele takich, które, mimo że mogą świetnie smakować i cudownie wyglądać, ten poziom obniżają. Jakie to potrawy?


            „Jeśli traktujesz osobę zgodnie z tym, kim jest, pozostanie tym, kim jest. Jeśli traktujesz ją, jak osobę, którą mogłaby się stać, taka się stanie.”

            Tak powiedział Goethe. Myśl o sobie, jak o osobie szczupłej mającej taką sylwetkę, jaką chcesz mieć, a staniesz się taką osobą. Koncentrując się na swoich mankamentach, tylko wzmacniasz ich znaczenie. 


              Żeby było Ci łatwiej wprowadzać zmiany, przygotuj otoczenie w domu. Usuń to, co masz na widoku i co mogłoby Cię kusić. Pochował patery ze słodyczami, a na widok wystaw owoce albo ulubione warzywa. Jeżeli, mimo pysznych posiłków Metody  Równowagi, najdzie Cię niepohamowana ochota na coś, sięgniesz po to, co będzie pod ręką. Niech jest to pomidorek, a nie ciasteczko. Również w lodówce, tłuste sery, wędliny, jeżeli je w ogóle masz, przesuń w głąb, a nietłusty nabiał i warzywa umieść z przodu. Jesteśmy z natury leniwi, nawet jeśli chodzi o zachcianki. Czasem konieczność wykonania dodatkowego wysiłku, na przykład sięgnięcia gdzieś dalej, spowoduje, że zachcianka sobie odejdzie…


                Zastanów się, czy może Ci pomóc wsparcie innych osób. Jeśli uznasz to za stosowane, poinformuj domowników o zmianie. Jeżeli nie chcesz mówić o odchudzaniu, zawsze możesz poinformować o zmianie stylu żywienia na lepszy. Możesz poprosić o pomoc. Niech Cię nie kuszą i nie podtykają zbędnych smakołyków. Możesz też mieć w otoczeniu  „przeszkadzaczy” . Dla nich przygotuj sobie zawczasu asertywne odpowiedzi.

                Jeżeli interesuje Cię motywacja razem z innymi osobami, zajrzyj na stronę www.klubrownowagi.pl


                  Sprzątnij słoczycze ze swojego biurka i poproś współpracowników o umieszczenie swoich łakoci w nieprzezroczystych pojemnikach. Zmień trasę obok automatu z batonikami. Po prostu go omijaj. Wprowadź tradycję owoców zamiast ciastek na uroczystości. Miej zawsze przygotowany zestaw awaryjny – np. puszka tuńczyka. Na wypadek, gdyby koś wyjadł Ci pyszności przygotowane w Metodzie Równowagi.

                             Spirala w dół i nawyki to nie wszystko. Insulina i instynkt łowcy to też nie wszystko. Jest jeszcze jedna pierwotna przyczyna tego, że jemy za dużo, za tłusto, za słodko, za słono i nie ma ona absolutnie nic wspólnego z fizycznym głodem. Na pewno już o tym słyszałaś, potocznie nazywamy to „zajadaniem stresu”. Może robisz to napadowo, a może non stop coś skubiesz. Ale zawsze jest to jedzenie ZAMIAST. Zamiast miłości, seksu, pochwały, spokoju, bezpieczeństwa, przytulenia, zainteresowania... sama dokończ tę listę. A zaczęło się, kiedy byłaś jeszcze niemowlęciem. Niemowlę, jak sama nazwa wskazuje, nie mówi. O każdym problemie informuje płaczem. I na większość płaczów mama reaguje najpierw jedzeniem.

                    Boli → płaczę → mleko

                    Zimno → płaczę → mleko

                    Twardo → płaczę → mleko

                    Mokro → płaczę → mleko.

                             A jako dorośli mamy podobny mechanizm:

                    Boję się → jest mi źle → czekoladka

                    Ktoś mnie zranił → jest mi źle → ciasteczko

                    Jestem samotna → jest mi źle → pizza

                    Nie daję rady → jest mi źle → chipsy.


                      Czy można ustrzec się przed dodatkowymi kilogramami kiedy czeka nas wyjście na wystawne przyjęcie, zwyczajowe grudniowe christmas parties, świąteczne uczty i rozpasany kulinarnie karnawał?

                      Okazuje się, że tak, można to wszystko przetrwać bez uszczerbku na figurze. To sprawdzone i wypróbowane, zależy tylko od nas i od tego, jak się zorganizujemy. A ponieważ już zaczęliśmy życie w Równowadze, nie będzie trudno. Odpowiednie zorganizowanie się to przecież podstawa Równowagi. A dla tych, którzy jeszcze nie zaczęli życia w Równowadze, tylko planują to na „po Świętach”, „po sylwestrze”, „po ślubie siostry” itp. mam propozycję – nie czekajcie! Zacznijcie już teraz, zdobędziecie umiejętności, które te strategiczne momenty pozwolą Wam przetrwać bez późniejszego balastu wielu dodatkowych kilogramów. A nawet jeśli zbłądzicie, łatwo będzie wrócić na ścieżkę, którą już poznaliście.


                      A teraz praktycznie – jak się zabezpieczyć przed przyjęciowym „zagrożeniem”.


                      Faza pierwsza– przygotowanie w domu w dniu przyjęcia.

                      Z całą mocą odpędź myśl sabotującą:

                      Dzisiaj na imprezie na pewno najem się tuczących rzeczy, zatem cały dzień mogę już spisać na straty, a więc na śniadanie 7 pączków”.

                      To fałsz i nieprawda! Zjedz zdrowe i pożywne, obfite śniadanie. Jeśli przyjęcie jest wieczorem, zrób tak samo z obiadem. Nie możesz iść na imprezę głodna, bo wtedy rozum przy stole głupieje i trudno zrealizować swoje najsprytniejsze plany. Oczywiście, spożywając posiłki w domu, możesz strategicznie zaoszczędzić nieco porcji ZdrowegoExtra i MałeCoNieco, czyli tych, które w Metodzie liczymy. Ale nie wszystkie – zjedz chociaż jedną razową grzankę na śniadanie, przynajmniej 3 łyżki razowego makaronu lub kaszy na obiad, żebyś nie była spragniona węglowodanów jak przysłowiowa kania dżdżu. Wtedy murowany atak na tort! No i zjedz jak najwięcej ZdrobBiałko z grupy DoWoli – białko syci na długo.

                      Pomyśl przed wyjściem o tym, dlaczego zdecydowałaś się Metodę Równowagi, po co to robisz, jakie masz cele i marzenia z tym związane. Dobrze o tym pamiętać. Dobrze pamiętać, że to TY decydujesz, co wkładasz do ust, a nie organizatorzy imprezy. A poza tym, jako człowiek w Równowadze, umiesz planować i masz władzę nad swoimi posunięciami.Jeśli wiesz, jakiego menu możesz się spodziewać na przyjęciu, z góry zaplanuj, co zjesz i w jakich ilościach. Jeśli menu jest dla Ciebie niespodzianką, zaplanujesz to już na miejscu, ZANIM weźmiesz do ust pierwszy kęs.



                      Faza druga – na przyjęciu.

                      Jeśli trafisz na przyjęcie typu szwedzki stół, najpierw dokładnie wszystko obejrzyj, bez talerza i widelca w ręce, potem wybierz i zaplanuj, co chcesz zjeść, posługując się nie tylko potrzebami serca, ale też rozumu (a tak naprawdę dietetycznego sprytu).

                      Nakładaj na talerz od razu wszystko to, co zamierzasz zjeść – warto, żebyś zobaczyła na co się decydujesz i co na to „powiedzą” Twój rozsądek i poczucie Równowagi. Oczywiście nie namawiam do tego, żebyś wrzucała szarlotkę do barszczyku albo dodawała lody do schabowego. Jeśli przyjęcie jest wielodaniowe, zastosuj metodę jednego talerza (a może lepiej talerzyka) przy każdym z dań.Pamiętaj, że możesz zjeść pół porcji, nawet ćwierć czy jedną dziesiątą, nawet jeśli już nałożyłaś ją na talerz. To, że coś masz na talerzu, nie oznacza, że ZOBOWIĄZAŁAŚ SIĘ to zjeść w całości. Możesz się też z kimś podzielić przysmakiem albo dyskretnie zrezygnować z któregoś ze składników – odsunąć na brzeg talerzyka tłusty kremik czy lukier, wyłowić kawałki mięsa z gęstego sosu itp.


                      Rozcieńczaj alkohol lub wybieraj słabszą wersję, zaoszczędzisz nie tylko kalorie, ale uratujesz dobre samopoczucie na imprezie i, szczególnie, następnego dnia. Na przyjęciach zazwyczaj chodzi o to, żeby trzymać drinka w ręku i „przepijać” do przyjaciół, nikt nie będzie sprawdzał, ile masz promili w szklance czy w kieliszku, liczy się gest. I pytanie, czy opłaca Ci się 50 ml wódki, czy bardziej 2 lampki wina - ty decydujesz, co bardziej Ci się opłaca.
                      Bierz udział we wszystkich bez wyjątku „zajęciach ruchowych” na imprezie – tańcz, jeśli są tańce, bierz udział z zgadywankach, konkursach, quizach, wyścigach – mniej czasu spędzisz przy talerzu, a więcej ruchu to więcej spalonego tłuszczyku.No i przede wszystkim pamiętaj o takiej prostej rzeczy – mówią o tym często nasi Klubowicze: „wiem, że wszystko mogę (oczywiście zjeść), ale czy chcę?” Z tym pytaniem o wiele łatwiej wybiera się potrawy.Jeśli jednak się nie uda przeżyć przyjęcia bez szwanku, nic to. Jutro też jest dzień i będzie dniem w Równowadze, jeśli tylko sama tego będziesz chciała.

                       

                      "Nikt nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku. Ale każdy może zacząć od dzisiaj i dopisać nowe zakończenie."